Obejrzałam wystąpienie Grety Thunberg na sztokholmskim TEDzie i się popłakałam. Potem obejrzałam je jeszcze raz i popłakałam się znowu. Ale wszystko to nie z powodu zmian klimatycznych, o których mówiła. Popłakałam się z powodu jakości, która z niej emanuje.

Greta działa szlachetnie – robi to, co należy robić w momencie, w którym należy to robić. I jest to coś więcej niż tylko głos nastolatki poruszonej tym, co się dzieje. To potężny głos wołający o zmianę i to nie tylko w tym jednym kontekście. Według mnie, o zmianę świadomości.

Od środka

Jest jeszcze jeden powód dla którego ta niepozorna dziewczyna tak mnie porusza. Osią tego, o czym od lat piszę, jest wewnętrzna moc, a ona ewidentnie korzysta ze swojej. Bo – jak sama mówi – skoro grupa nastolatków mogła stać się sensacją na całym świecie tylko dlatego, że nie poszła do szkoły, to jak wiele my możemy dokonać…

Wewnętrzną moc ma każdy, choć w większości z nas skutecznie została ona stłumiona przez zranienia, które nosimy, naszą edukację, ale przede wszystkim kulturę patriarchatu, w której żyjemy.

Patriarchat boi się “wywrotowców” i wszystko chce mieć pod kontrolą. Wmawia więc nam, że nic nie możemy. Oczywiście, gdy tak myślimy, bardzo łatwo nami kierować. Będziemy się wtedy automatycznie podłączać do tego, kto jest najgłośniejszy, najsilniejszy albo kto najbardziej przekonująco obiecuje, że się nami zajmie. Historia pokazuje jednak, że obiecanki-macanki niekoniecznie mają odzwierciedlenie w rzeczywistości.

Bo jak nie my, to kto?

Jest takie powiedzenie, że wkurzony człowiek może zrobić dosłownie wszystko. Dobrze jest więc poczuć w trzewiach boski gniew i przypomnieć sobie o własnej sprawczości.

A sprawczy jesteśmy na wszystkich poziomach – od naszej energii i świadomości aż po ręce, którymi pracujemy. A nawet ci, co rąk nie mają, zajebiście radzą sobie innymi członkami. Grunt, to wiedzieć, że przepełnia nas ogromna życiowa moc.

To nie są czary, to są decyzje

Nie tak dawno temu zrobiłam podsumowanie czwartego miesiąca zero waste. Zdjęcie garstki moich śmieci wrzuciłam na jedną z grup tematycznych. Odzew jaki miała to fotka, przerósł wszelkie moje oczekiwania. Okazało się, że jestem inspiracją dla mnóstwa osób, które też tak chcą, ale najzwyczajniej w świecie nie wierzyły, że to możliwe.

Prawda jest taka, że jeszcze kilka miesięcy temu, ja też miałam wątpliwości czy uda mi się tak bardzo zredukować ilość odpadów. Postanowiłam jednak udowodnić sobie, że w tym temacie mogę wszystko.

Sedno śmieciowego przykładu nie leży jednak w tym, że dokonałam czegoś niezwykłego. Przecież nie wyczarowałam różowego królika. Ja się po prostu wzięłam do roboty. Zaczęłam podejmować decyzje, które – w zaistniałych okolicznościach – należy podejmować. Zaczęłam robić to, co jest słuszne. Reszta jest tego naturalną konsekwencją. Za “akcją” zawsze pojawi się bowiem efekt. Dlaczego? Bo jestem sprawcza. Bo to, co robię, ma sens. Bo to co robię, ma moc.

Skoro więc ja, poprzez moje codzienne słuszne wybory uwiecznione na jednym zdjęciu mogłam zainspirować tak wiele osób, to co mogą zrobić ci, którzy mają większą “władzę”?

Adekwatnie do możliwości

W kulturze patriarchatu istnieją przeróżne sztuczki za pomocą, których można sprawić, że jednostka będzie się czuła bezradna i bezsilna. Jeden z prostszych trików polega na tym, by przerzucić odpowiedzialność na tych, którzy mają zakres działania totalnie nieadekwatny do tej odpowiedzialności. To dlatego co rusz słyszymy przekaz w stylu: “chcesz zmienić świat? To go zmień.” Nie możemy jednak pozwalać w taki sposób sobą manipulować.

Tak jak Greta, która jest nastolatką, podejmuje działania adekwatne do swoich możliwości, tak i każdy z nas – zależnie od sytuacji życiowej i okoliczności – będzie podejmować kroki adekwatnie do swoich możliwości.

Jeżeli jesteś matką samotnie wychowującą dzieci, to Twoje szlachetne decyzje będą wyglądać inaczej, niż szlachetne decyzje przedsiębiorcy, szlachetne decyzje urzędnika, czy szlachetne decyzje jakiegokolwiek lidera.

Mamy różne przestrzenie, w których działamy, ale żadne z tych działań nie jest pozbawione mocy. Najważniejsze, by było słuszne.

Ponad podziałami

Teraz jest ten moment w naszej historii, gdy jako ludzie najbardziej potrzebujemy właśnie szlachetności. Potrzebujemy powrócić do tego, że moje “chcenie” nie jest najważniejsze. Moje “chcenie” musi uwzględniać dobro innych.

Potrzebujemy wrócić też do myślenia o nas ludziach jak o wspólnocie. A we wspólnocie jeżeli wszyscy mamy problem, to WSZYSCY mamy problem. Czas pożegnać się z podejściem w stylu: “w sumie mam fajne i wygodne życie, więc nie muszę się przejmować śmieciami. Ten temat pewnie nie dotknie mnie tak bardzo.”

Patryjarchat skutecznie nas od siebie oddzielał, wmawiając, że jesteśmy wolnymi elektronami samotnie przemierzającymi świat. W rzeczywistości jest wręcz odwrotnie. Stanowimy nieodłączne elementy jednego nieskończonego organizmu. Jesteśmy jak komórki w ludzkim ciele, jak koła zębate w olbrzymiej maszynie. Każde kółko jest ze sobą połączone, każde na siebie wpływa. Każde kółko – bez względu czy duże czy małe – jest niesamowicie ważne i każde ma swoje zadanie do wykonania. Bez jednego kółka maszyna nie będzie działać tak, jak powinna.  

Wszystkiego najlepszego

Jest taki suchar, który pojawia się zawsze w okolicach urodzin albo Nowego Roku. Mówi się wtedy: “życzę ci szczęścia a nie zdrowia, bo na Titanicu wszyscy byli zdrowi tylko szczęścia nie mieli”. Dziś, parafrazując słowa Grety, życzę nam wszystkim nie nadzieji ale szlachetnych decyzji. Gdy będziemy podejmować szlachetne decyzje, nadzieja znajdzie się wszędzie. Za szlachetnymi decyzjami szybko przyjdą dobre efekty.

Świat naprawdę nas potrzebuje – świadomych, aktywnych i szlachetnych.