Pamiętacie tę kultową scenę z pierwszej części “Matriksa”, gdy Morfeusz pyta Neo: “You think that’s air you’re breathing now?” Jak dla mnie powinna powstać nowa zero wastowa wersja filmu. Już widzę, jak Morfeusz schyla się nad Neo, który w pocie czoła oddziela plastik od papieru. Patrzy przenikliwym wzrokiem i mówi: “myślisz, że twoje segregowanie uratuje świat?”

Wciąż żyjemy w matriksowej iluzji odnośnie śmieci. Naprawdę pozwoliliśmy sobie wmówić, że to jest nasz czyli konsumentów problem. Gdy opublikowałam niedawno tekst Zero waste – nowa fala, nie mogłam uwierzyć, czytając niektóre komentarze. “Jak nie będzie popytu, to nie będzie podaży.” Czy aby na pewno?…

O tym się nie mówi

Co roku tony niesprzedanych ubrań trafiają, na przykład do Indii. Są tam niszczone, bo po prostu nie ma co z nimi zrobić. W tym samym czasie, firmy które zleciły zniszczenie tych ubrań, szyją w Bangladeszu tony kolejnych, z których sprzeda się tylko kilkanaście procent. Reszta znów trafi na wysypiska. Jak na moje oko, to ewidentnie widać, że popyt nie jest tak wielki jak podaż. Ale wiecie co? Wielkie korporacje naprawdę mają to w dupie.

Najwyraźniej jednak wiele osób wciąż jeszcze nie zdaje sobie sprawy, że ten stary slogan: “jak nie będzie popytu, to nie będzie podaży” jest niczym innym, jak właśnie tworem wielkich koncernów. Ten tekst jest formą perfidnej manipulacji.

Kto to zrobił

Niszczenie ciuchów w Indiach, to tylko jeden z przykładów. Gdy się chwile rozejżymy, zobaczymy ich więcej.

Wciąż i wciąż jest produkowane za dużo wszystkiego. Wciąż i wciąż wmawia nam się kolejne potrzeby. I nawet jeżeli ja, czy Ty, czy tysiące innych osób będą na to głuche, to koncerny i tak wyprodukują masę gówna i będą innymi sposobami próbować je wcisnąć tym, którzy czekają aż się “zmniejszy popyt”. Całe to gówno zawala ziemię, po której chodzę, truje wodę, którą piję, ale zewsząd i tak słyszę, że to moje zmartwienie. Czas zacząć jasno wskazywać na tych, którzy są za to odpowiedzialni.

Może tak, jak ja żyjesz prosto, może minimalistycznie, może jesteś zero waste, może masz ogromną świadomość i dbasz o planetę. Ograniszczasz, segregujesz i kompostujesz. Odrabiasz swoją część “pracy domowej”. Czas najwyższy, żeby firmy też wzięły się do roboty i przestały pieprzyć, że “jest popyt”. Nie trzeba być Sherlockiem, żeby zrozumieć, że to po prostu nierealne, żeby był popyt na taką ilość rzeczy, która jest co roku produkowana. To nie żadna wiedza tajemna. To czysta logika.

W obliczu kataklizmu

Czasem, gdy myślę o tym, co się aktualnie dzieje, to oczyma wyobraźni widzę drapacz chmur. Na samej górze rezydują koncerny, niżej mniejsze firmy, a na dole konsumenci. Jest powódź. Woda zalewa właśnie pierwsze piętra, a ci na szczycie obmyślają, jakby tu przelać ją do butelek i jakoś nam sprzedać. O to, co zrobić z butelkami, mamy się się martwić oczywiście my.

Musimy wreszcie zrozumieć, że zero waste to nie jest magiczny sposób, który uratuje świat. Zero waste jest jak tracheotomia, dla kogoś, kto się dusi, i na kogo nie działają już inne metody. To ostateczność. Jedynym rozwiązaniem jest skończenie z konsumpcjonizmem. Ale aby zadziało się to na właściwą skalę, potrzebne są działania koncernów. Ich zyski nie mogą być dalej ważniejsze niż dobro planety.

Tylko pomyśl, gdyby w tej sekundzie zatrzymano, na przykład produkcję ubrań, to i tak ludzie mieliby w czym chodzić przez kolejnych kilkadziesiąt lat. Jest tylko jeden problem – ktoś przestały wtedy zarabiać bajońskie kwoty.

Podobnie jest z kosmetykami. Czy naprawdę potrzebuję kolejnego perłowego cienia do powiek w plastikowym pudełeczku? Oczywiście, że nie! Nie potrzebuję żadnego cienia. Ale przede wszystkim nie potrzebuję, być zewsząd otoczona reklamami, które sugerują mi, że bez tego cholernego cienia nie jestem wystarczająco atrakcyjna.

I problem z tym cieniem nie leży w tym, czy ja go kupię czy nie. Problem polega na tym, że nawet jeżeli go NIE kupię, to i tak wypuszczono na rynek miliony takich cieni w plastikowych opakowaniach, które bez względu na decyzję konsumenta będą toksycznymi odpadami. I za to, moi mili, są odpowiedzialne firmy a nie konsumenci.

 

Powtórzę raz jeszcze: bez względu na to, czy dany produkt zostanie kupony czy nie, i tak będzie śmieciem stanowiącym zagrożenie dla całego ekosystemu.

Być jak Morfeusz

Jak zwykle problem leży w braku świadomości. Ci którzy świadomość mają, mogą albo wciskać nam kit o tym, że śmieciowy Matriks to coś normalnego, albo być jak Morfeusz i uświadamiać innych. Ta druga “posada” jest zdecydowanie trudniejsza. Dlatego też zawsze przepełnia mnie ogromna radość gdy widzę ludzi, którzy bez względu na wszystko, robią to, co słuszne.

Nasze konsumencie “to, co słuszne” polega na nie-kupowaniu lub kupowaniu bardzo mądrze. Korporacyjne “to, co słuszne” polega na nie-produkowaniu lub produkowaniu bardzo mądrze. Zmiana zadzieje się tylko, jeżeli KAŻDY będzie robił, to co do niego należy.