“Rany, co za wstyd” myślę przeglądając śmieci z kwietnia. “Wychodzi na to, że nie robię nic innego, tylko jem herbatniki i piję piwo. Na dodatek jestem strasznym lamusem, bo herbatniki mam bez czekolady, a piwo bez alkoholu.”

Comiesięczne rozliczenie bywa czasem bardziej żenujące niż spowiedź w kościele. Chyba łatwiej byłoby mi się przyznać, że mam kosmate myśli na temat podstarzałego sąsiada, niż że zżerałam paczkę ciastek dziennie.

Narkotyki w śmietniku

Trzymanie swoich odpadów to coś więcej niż tylko zero wastowa praktyka. To możliwość uważnej obserwacji swoich nawyków i zachowań, mocnych stron i słabości. Jak pokazał ostatni okres rozliczeniowy, słodycze są tym, co – w moim przypadku – generuje najwięcej plastiku. Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko zaprzyjaźnić się z jakąś dobrą cukiernią i kupować ciastka na wagę.

Naprawdę aż trudno mi uwierzyć, że gdyby nie uzależnienie od cukru, miałabym do wyrzucenia niewiele więcej poza starym opakowaniem po Domestosie i dwiema butelkami po kosmetykach.

Jakkolwiek to jednak wygląda, prawda jest taka, że kwiecień mogę ogłosić miesiącem sukcesów. W moim mieszkaniu są już tylko śladowe ilości tworzyw sztucznych. Poza tym w kwestiach kosmetycznych udało mi się wreszcie znaleźć takie produkty, które po kilku tygodniach testów sprawdzają się wyśmienicie i są w 100% ZW. To oznacza, że zdobyłam kolejny bastion. Przede mną świetlana przyszłość.

Drastyczne cięcia

Jedno z większych zwycięstw dotyczy odpadów zmieszanych. W kwietniu zredukowałam ich ilość o połowę. Udowodniłam samej sobie, że wszystko jest możliwe.

Pod zlewem mam więc jedną niedużą papierową torbę z odzysku, która w zupełności starcza mi na trzydzieści dni. Druga taka torba standardowo jest w zamrażalniku na obierki i tym podobne rzeczy. Naprawdę podpasował mi ten sposób ich przechowywania. Wszystko jest minimalistyczne, proste i schludne.

Gdzie leży pies pogrzebany

Gdy słońce zaczęło mocniej świecić i cała przyroda, jak szalona obudziła się do życia, obudził się również mój katar sienny. Co za tym idzie, raz w tygodniu kupuję opakowanie tabsów, co by się nie zakichać na śmierć.

Pierwsze tekturowe pudełko nie zrobiło jeszcze na mnie wrażenia, ale gdy wyrzucałam trzecie, trudno było nie zwrócić uwagi na fakt, jakim jest to marnotrawstwem. Za moment pojawiła się też fiolka po kroplach do oczu i buteleczka po witaminach – wszystko oczywiście z plastiku.

Czy naprawdę musi tak być? Czy naprawdę te przykładowe tabletki na alergię muszą być pakowane po kilka sztuk, na co zużywa się mnóstwo papieru?

Czy są przepisy, które nakazują tego z jakiś naprawdę słusznych przyczyn, czy jedynie jest to wygodne dla koncernów, które chcą zarobić więcej, i które muszą mieć te cholerne pudełka, żeby po prostu umieszczać na nich swoje nazwy i logotypy?

Ponieważ widzę moje śmieci jak na dłoni, jestem w stanie bardzo szybko ocenić, które odpady są najbardziej bezsensowne, i z których najłatwiej będzie mi w przyszłości zrezygnować. W pełni biorę na klatę odpowiedzialność za folijki po herbatnikach i butelki czy puszki po piwie (jeżeli to “coś” o smaku cytrusów można nazwać piwem).

Mogę nad tym pracować i zadbać o to, by kolejny miesiąc nie zaowocował takimi “zbiorami”. Ciastka z cukierni i browary w zwrotnych butelkach – wszystko jest jak najbardziej do zrobienia. Ale co z lekami czy suplementami? Nie zawiążę nosa na supeł żeby mi z niego nie ciekło. Czy mogę liczyć na to, że firmy farmaceutyczne też zadbają o planetę? Albo nie, lepiej niech nie dbają, będę miała wtedy prawdziwą motywację, by uleczyć się potęgą umysłu.

Choć trochę łatwiej

Opróżniam słoiczki, w których trzymam papier i plastik i z powrotem ustawiam je w szafce pod zlewem. Uwielbiam ten moment, gdy są zupełnie puste. Czuję się wtedy jak superbohater. Moja moc to produkowanie małej ilości śmieci.

Jest jednak pewien minus bycia komiksowym herosem. Jak każdy superbohater, muszę wciąż walczyć ze złem. A ono czyha w każdym opakowaniu ciastek czy tabletek na alergię. I tak sobie myślę, że powinno być wreszcie choć trochę łatwiej, choć trochę mniej plastiku na sklepowych półkach i choć trochę mniej bezsensownych działań wielkich korporacji.