Rozmawiałam ostatnio o zero waste i nagle padło pytanie: “o co w ogóle w tym chodzi?” I nie było to pytanie o strategię na bezodpadowe życie. To była zagwozdka natury filozoficznej. O co NAPRAWDĘ chodzi w zero waste?! Mam nadzieję, że uda mi się odpowiedzieć. Ale to za chwilę, najpierw śmieci.

Po dziesięciu miesiącach mogę już z całą pewnością stwierdzić, że moje ZW osiągnęło stabilny poziom. Jak zwykle jest tam słoik plastiku, nieco mniejszy papieru i jakieś pojedyncze opakowania lub butelki. Wrześniowy urobek nie różni się więc znacznie od tych, które prezentowałam ostatnio.

Czy mogłabym jeszcze bardziej śrubować wynik? Zdecydowanie tak. Czy to zrobię? Prawdopodobnie nie.

Zero waste jest już obecne we wszystkich dziedzinach mojego życia: od produktów żywieniowych, przez kosmetyki aż po domową chemię. Aby dodatkowo zmniejszyć liczbę odpadów, musiałabym stawać na rzęsach, a ponieważ nawet stanie na rękach nie jest tym, co robię najlepiej, stawać na rzęsach nie próbuję.

Gdy produkuje się tak mało śmieci jak ja, nawet jeden “plastikowy wyskok” dramatycznie przyczynia się do wzrostu ich ilości. Niestety na tym etapie nie działa to tak samo w drugą stronę. Jest już naprawdę niewiele kroków, które mogłabym poczynić w imię zmniejszenia ilości odpadów. Jednak po pierwsze – nie przyniesie to wielkich efektów, a po drugie – będzie to w dużej opozycji do mojego aktualnego stylu życia.

Lecz to nie tylko styl życia determinuje to, że jedni ledwie uzbierają kilka folijek, a inni co miesiąc wrzucają do kontenera pełen worek. Jest ważniejszy czynnik, który o tym decyduje. Ale zacznijmy od początku…

Jakie obrazy przychodzą Ci do głowy, gdy myślisz o zero waste? Tak na szybko, bez zastanowienia. Ludzie protestujący w obronie klimatu? Wariaci chwalących się słoikiem śmieci rocznie? A może laski w dredach i lnianych portkach pakujące jedzenie do toreb, które wyglądają, jakby były uszyte z innych lnianych portek?

Nie jestem świeżynką w ZW, a mimo to pierwsze, co podpowiada mi wyobraźnia, to właśnie takie sceny. I nawet się sobie nie dziwię. W mediach królują głównie takie obrazki. Owszem, są i inne, ale w takiej mniejszości, że rzadko zapadają nam w pamięć. 

Przekonałam się o tym, gdy weszłam na wspomniane na początku spotkanie. Dwie kobiety, z którymi miałam pogadać o zero waste, nie kryły zdziwienia tym, jak wyglądam. Wreszcie przyznały, że spodziewały się kogoś w hipisowskich ciuchach. Zamiast tego zjawiła się elegancka kobieta, która w niczym nie przypominała hipiski, nie mówiła o złym plastiku i przyszła bez swojego słoika z odpadami.  

Oczywiście piszę o tym z przymrużeniem oka, będąc szczerze rozbawiona tą sytuacją. Jednak to właśnie owo “zaskoczenie” wydobyło na wierzch naprawdę głębokie pytanie: o co NAPRAWDĘ chodzi w zero waste, skoro nie chodzi wcale o te protesty, słoiki i len? Jedyna właściwa odpowiedź brzmi: zapytaj siebie.

Za każdym naszym działaniem stoi jakaś potrzeba. I gdyby każdy zero wastowiec miał powiedzieć, dlaczego to robi, usłyszelibyśmy różne powody. Choć na pierwszy rzut oka wszyscy chcą tego samego, czyli ratowania świata, każdy z nich motywowany jest czym innym. Może potrzebą posiadania celu? Może potrzebą wyzwań, kontaktu z innymi, wspólnoty, harmonii, piękna, a może nadziei. Lista jest naprawdę długa. 

Tak jak nie ma jednego powodu, dla którego ludzie przechodzą na zero waste, tak samo nie ma jednej wersji tego stylu życia.

Jeżeli przyjrzysz się dokładniej swojemu ZW, zobaczysz wyraźnie, że jest ono po prostu strategią do zaspokojenia jakiejś głębokiej ludzkiej potrzeby. Dlatego nie ma znaczenia, czy inni mają słoik śmieci a ty mie. Nie ma znaczenia, czy inni wciąż czytają o szkodliwości plastiku, a ty nie. Nie ma też znaczenia czy wszyscy są odziani w len, a ty nie.

Jedyne, co się liczy, to to, byś wiedział lub wiedziała, jaka jest twoja potrzeba stojąca za zero waste. Gdy to wiesz, możesz znaleźć najlepszą strategię na jej zaspokojenie, czyli najlepszą dla ciebie wersję życia bez odpadów. 

Jeżeli masz ochotę dowiedzieć się, jak dokładnie to zrobić, zapraszam cię na warsztat, który już za miesiąc poprowadzę na WomenCamp. Szczegóły znajdziesz TUTAJ. A jeżeli nie zobaczymy się na warsztacie, to już teraz powiem ci, że jedyne, co się tak naprawdę liczy w ZW to to, żebyś był lub była w zgodzie ze sobą. W końcu to jest twoje życie i nikt z zewnątrz nie ma prawa cię z niego rozliczać.