Jest wczesny poranek. Zaspana otwieram oczy. Gdy tylko udaje mi się wcelować palcem w odpowiednie miejsce na ekranie telefonu i wyłączyć budzik, od razu zaczynam czuć stres w brzuchu.
“No tak” myślę, “S. dziś wraca, a w mieszkaniu pierdolnik. Kiedy ja to zdążę sprzątnąć? A na dodatek muszę pójść na pocztę i jeszcze szefowa zapowiedziała na dzisiaj swoją wizytę w pracy…” wyliczam powody, przez które mogę się tak czuć.
Trochę to dziwnie, że jestem taka niespokojna. Przecież od kilku dni latam na magicznym dywanie pozytywnych wibracji. Byle bałagan i kilka niedogodności nie powinno mnie tak mierzić. Stres jest jednak na tyle silny, że skupia sporą część mojej uwagi, a im bardziej jestem przytomna, tym mocniej go czuję i tym intensywniej zastanawiam się nad tym, co może pójść nie tak.
Po godzinie jestem już totalnie wkręcona w swoje dialogi wewnętrzne. W bojowym nastroju siadam do robienia makijażu. Niewiele brakuje, bym namalowała sobie na policzkach barwy wojenne. Już prawie wsadzam palce w czarny cień do powiek, gdy nagle doznaję olśnienia. To nie jest mój stres! To stres mojej przyjaciółki! To ona od świtu czeka na rozmowę z super-hiper-ważną-szychą z roboty i niemal sika po gaciach ze strachu. Nawet napisała mi o tym pięć minut temu, ale zupełnie nie połączyłam tych wątków.
Na moment odkładam wszystko i zamykam oczy. Muszę jak najszybciej pozbyć się nie swoich emocji. Wprowadzam się w stan theta i wydaję komendę, by wszystkie myśli, wrażenia i uczucia, które pochodzą spoza mnie zostały usunięte. Piętnaście sekund później jestem całkowicie wolna od stresu, spokojna, zadowolona i gotowa do działania.
“Eh, empatą być tralala” śmieję się w duchu. Nie ma dnia, żebym mogła zapomnieć, że wszyscy jesteśmy po prostu jedną świadomością. Jesteśmy jednością. Jesteśmy tym samym w różnych formach.
Social Media