Jedziesz autobusem i nagle wsiada osoba, która ewidentnie zakłóca spokój. Co myślisz? Kto według Ciebie powinien zareagować?
Podobno w takich sytuacjach większość kobiet oczekuje reakcji ze strony mężczyzn. Jednocześnie z moich obserwacji wynika, że w dziewięćdziesięciu procent przypadków interweniują kobiety. Jednak, gdy się temu lepiej przyjrzeć, sytuacja okazuje się jeszcze bardziej skomplikowana.
Ona jemu winna
Jest wczesny poranek w środku tygodnia. Leżę w łóżku i jednym otwartym okiem zerkam na forum, które śledzę od jakiegoś czasu. Z każdym przeczytanym na komórce zdaniem mam wrażenie, że kawa nie będzie mi dzisiaj potrzebna.
Pewien jegomość tonem eksperta wyłuszcza, jak to kobiety ponoszą winę za to, że mężczyźni stają się coraz mniej męscy. Są tak silne i niezależne, że nie potrzebują już facetów, przez co oni totalnie się zagubili.
Otwieram i drugie oko w osłupieniu, bo aż trudno mi uwierzyć, że ktoś wciąż jeszcze “sprzedaje” takie teorie. Kobieta powinna być słabsza, by mężczyzna mógł wykazać się swoją mocą? Mężczyzna MUSI wykazywać się mocą? Jeżeli kobieta nie jest słabsza, to znaczy, że coś z nią nie tak?
Od kiedy to płeć decyduje o tym, jakie mamy cechy osobowościowe?
Albo – albo
Mam silny charakter. Jestem konkretna, zdecydowana i rzeczowa. Ale ponieważ urodziłam się kobietą, jestem czasem z powodu tych cech oceniana jako zimna, egoistyczna a nawet bezwzględna. A jak postrzeganoby mnie, gdybym była mężczyzną z takimi cechami?
Miękkość, delikatność, spolegliwość, lekkie wycofanie, czasem nawet bierność to jakości stereotypowo przypisywane kobietom. A co jeżeli w ogóle się z nimi nie utożsamiam, mimo iż jestem płci żeńskiej?
Na co dzień widzę dowody na to, że nie ma w społeczeństwie właściwej kategorii dla kobiet takich jak ja. Według dostępnych standardów mogę być albo dominą, albo lesbijką. A co jeżeli nie jestem żadną z nich?
Jak odbieranoby moje zachowanie, gdybym była facetem? Jak by mnie wtedy oceniano? Naprawdę w wielu sytuacjach zadaję sobie te pytania.
Głowa rodziny
Ponieważ reprezentuję wiele cech, które stereotypowo uznawane są za typowo męskie, mam wrażenie, że przynajmniej czasami łatwo mi wejść w rolę mężczyzny w interakcjach społecznych. Gdy tylko tak się dzieje, automatycznie nad moją głową zapala się jedna z etykiet: “predator” lub “wybawca”. Okazuje się, że moja wrodzona siła ma albo kogoś ratować albo budzi grozę. Ale czy to w ogóle jest prawdą?
Gdy siedzę w metrze z szeroko rozwalonymi nogami – tak jak to często robią mężczyźni – stanowię odstępstwo od normy i przyciągam pytające spojrzenia współpasażerów. Wiadomo, że kobiety elegancko trzymają nogi razem. Gdy w metrze jedzie mężczyzna w makijażu, może nawet zostać zaatakowany za takie “zuchwalstwo”. Przecież wiadomo, że mężczyźni się nie malują.
Ze względu na społeczne normy mężczyźni są non stop na celowniku. Oczekuje się od nich opieki nad kobietami, płacenia za kolacje, odwożenia pod dom, utrzymywania całych rodzin, ciężkiej pracy i wielkiej odpowiedzialności. A gdy na jakiejś płaszczyźnie “nawalą”, czyli nie spełnią tych norm, pogardliwie lub pobłażliwie mówi się, że “faceci już tak mają”. Wszystko tylko dlatego, że urodzili się w męskim ciele.
Tylko technikalia
Na warsztatach z uzdrawiania seksualnego wszelkie doczepiane nam łatki zostawialiśmy w szafie. Byłeś jaki byłeś. Twoja płeć nie miała znaczenia. Łatwo dało się natomiast zauważyć dwie grupy. W jednej dominowały jakości “miękkie” a w drugiej jakości „twarde”. Każdy w grupie “miękkiej” miał też jakości “twarde” w sobie, ale nie były one w przewadze. Każdy w grupie “twardej” miał w sobie jakości “miękkie” ale one również nie były przewadze. To czy byłeś bardziej “miękki” czy “twardy” było po prostu pewną tendencją, a nie czymś co ostatecznie określa daną osobę. Najciekawszym był jednak fakt, że w obu tych grupach znajdowały się zarówno kobiety jak i mężczyźni. O czym to świadczy?
Któregoś wieczoru przez długie dwie godziny dyskutowałam z moim bratem o kobiecości i męskości. Wymęczyła mnie ta rozmowa i tylko utwierdziła w przekonaniu, że wrzucanie ludzi w te dwa określenia bardziej już nam wszystkim szkodzi niż jest przydatne. Z drugiej strony nasz język nie zna innych słów, które lepiej opisywałyby to, kim jest dana indywidualność. Może by więc tak nie patrzeć na innych przez pryzmat kobiety lub mężczyzny a raczej przez pryzmat człowieka.
Może więcej sensu ma określenie tego jacy ludzie z nami rezonują a nie ustanawianie jakie cechy MUSI mieć kobieta lub mężczyzna? Może płeć determinuje jedynie technikalia tego, w jaki sposób będziemy uprawiać seks z drugą osobą, a nie to, jak mamy się zachowywać?
Trochę łatwiej
Jeszcze do niedawna wydawało mi się, że toczę prywatną bitwę o to, by swobodnie wyrażać to, jaka jestem. By otrzepać z siebie pył społecznych i kulturowych kodów, w których mnie wychowano. By swobodnie mówić “nie”, stając w obronie swoich przekonań i nie obawiać się, że zostanę uznana za “zimną sukę”. Ale ostatnio dotarło do mnie, że to nie prywatna bitwa, tylko część ogromnego ruchu. Ja po prostu mam trochę więcej szczęścia niż inni, którzy urodzili się, na przykład transwestytami. Nawet nie chcę sobie wyobrażać, jakie dramaty przeżywają na co dzień takie osoby.
Skoro mogę na ulicy trzymać mojego chłopaka za rękę, to dlaczego nie może tego robić inny chłopak? Albo dlaczego mam się obawiać ująć dłoń mojej przyjaciółki i tego, że zostaniemy wyzwane od lesbjek, choć nimi nie jesteśmy? Dlaczego mam siedzieć nóżka na nóżkę i dlaczego mój sąsiad nie miałby nosić makijażu? Kto ma prawo o tym decydować?
Gdy do autobusu, którym jadę wsiada osoba, która ewidentnie zakłóca spokój, nie oczekuję, że zareaguje mężczyzna. Nie liczę też na to, że ma to zrobić silna kobieta. Marzę natomiast, by zgodnie zareagowali wszyscy, którzy widzą niesprawiedliwość.
Social Media