“Jakich kosmetyków używasz?” to pytanie padało odkąd tylko przeszłam na zero waste. Nie ma się co dziwić – w końcu na publikowanych co miesiąc zdjęciach śmieci rzadko pojawiało się jakieś opakowanie.
Były tego dwa powody. Po pierwsze jestem minimalistką, więc również kosmetyków używam niewiele, a po drugie naprawdę mocno wzięłam sobie do serca bycie jak najbardziej ZW. Skutek to miało różny, zwłaszcza na początku, o czym możecie poczytać, np. TUTAJ .
Będę z Wami szczera i powiem, że ostatnich dwanaście miesięcy to czas nieustającego testowania.
Kosmetyki naturalne, zwłaszcza zero waste, różnią się od tych drogeryjnych, o czym przekonałam się DOSŁOWNIE na własnej skórze.
Próbowałam własnych wyrobów, tego co dało się kupić na wagę oraz produktów profesjonalnych firm. Jedne pasowały mi bardziej, inne mniej, niektóre wcale. Celowo nie używam tutaj wartościowania “dobre” lub “złe”. To, że nie podeszły mi, nie oznacza, że dla innej kobiety nie będą strzałem w dziesiątkę.
Dziś opowiem więc o tym, czego używam aktualnie.
1. Najlepszy demakijaż
Olej z pestek winogron od roku zastępuje mi dwa produkty do zmywania tapety z fejsa. Technika jest bardzo prosta. Rozcieram w dłoniach ok. pół łyżki stołowej oleju a następnie wmasowuję to w twarz. Moczę w ciepłej wodzie wielorazowy wacik i wycieram skórę. Na koniec przemywam buzię wodą, a raz na jakiś czas wodą z mydłem.
Olej z pestek winogron nie podrażnia mi oczu, co robił choćby olej kokosowy, więc spokojnie nadaje się nawet do usuwania tuszu.
2. Chronić i nawilżać
Jestem posiadaczką bardzo suchej skóry, więc te dwie rzecz są dla mnie niezwykle ważne. W ciepłe miesiące rozsmarowuję na twarzy trochę surowego masła kakaowego. Idealnie sprawdza się pod makijaż, tworząc efekt glow. Nie działa to jednak zimą, ponieważ masło szybko reaguje na niskie temperatury i po prostu zastyga.
Od połowy listopada używam kremu Kawę Poproszę od Natu. Teoretycznie jest to specyfik pod oczy, ale u mnie dostał bojowe zadanie chronienia całej twarzy. Ma ciężką, bardzo tłustą konsystencję, przez co jest niezwykle wydajny i już niewielka ilość tworzy świetną powłokę izolacyjną. Jest przy tym bardzo dobry pod krem DD, który zastępuje mi podkład.
3. Nie odkładaj na potem
Cytrusowy dezodorant od Natu bije na głowę swojego znanego zagranicznego konkurenta. Polski produkt lepiej chroni przed nadmiernym poceniem, ale przede wszystkim przed nieprzyjemnym zapachem. Ma bardziej zbitą konsystencję i zdecydowanie lepszą cenę. Opakowanie spokojnie starczy na pół roku.
Błyskawicznie trafił na moją ekskluzywną listę najlepszych kosmetyków ever.
4. Jeść łyżkami
Jest coś takiego w kosmetykach zero waste, że najczęściej pachną wspaniałe, ale ten produkt rozwala system. Za każdym razem, gdy otwieram słoiczek, mam ochotę wziąć łyżkę i dodać biały mus to kawy. Naprawdę sztos.
Balsam Kokos-Wanilia to coś pomiędzy ciężkimi masłami ZW a lekkimi olejkami. Bardzo dobrze się rozprowadza, czego nie można zazwyczaj powiedzieć o wyżej wymienionych masłach. Aromat utrzymanie się długo, ale co najważniejsze nie zostawia na skórze okrutnie tłustej warstwy. Moje prześcieradło przestało wreszcie przypominać Całun Turyński.
5. Mydło wszystko umyje
Choć to prawda, że zapycha odpływy, to zwykłe mydło od roku zastępuje mi żele pod prysznic. Glicerynowy Biały Jeleń lub Dove jako jedne z niewielu radzą sobie ze skutkami twardej wody w krainie.
6. Żel do higieny intymnej
Onlybio zrobiło naprawdę fajny produkt. Ostatnio znajome zapytały mnie, czy używanie takich rzeczy robi różnicę. Nie łapię infekcji, więc w tej kwestii się nie wypowiem. Wiem natomiast, że moja skóra bardzo go lubi i mogę myć się tym cała. Dla mnie to świetna opcja na wyjazdy.
Co z innymi kosmetykami? Standardowo używam jeszcze dwóch tradycyjnych specyfików. Jest wśród nich:
Szampon – nie polubiłam się wynalazkami w duchu ZW, które albo nie czyściły włosów dokładnie, albo powodowały łojotok. Od kilku lat korzystam z szamponów Babcia Agafia.
Krem do zadań specjalnych. Jest ze mną od dekady. Najlepszy tego typu produkt, jaki znam. Łagodzi wszelkie podrażnienia, chroni, nawilża, odżywia, przyspiesza gojenie. Mogę smarować się nim cała, zwłaszcza zimą. Po prostu uwielbiam. O czym mowa? O kremie Hemp z The Body Shopu.
Z produktami ZW jest tak, że trzeba po prostu sprawdzić, co będzie u nas działać. Wiem też, że osoby z chorobami skóry mogą mieć bardziej pod górkę w tej kwestii.
Po roku myślę, że zdrowie i codzienny komfort są ważniejsze niż ten jeden słoiczek mniej w śmietniku.
Social Media