Łatwo nam praktykować duchowość, bo dobrze nam się wiedzie, ale co z tymi, którzy są bardzo ubodzy, którzy niemal walczą o przetrwanie? Jak oni mają być uduchowieni?

Bardzo spodobało mi się to zadane na jutubach pytanie.

Temat jest raczej duży i można mu się przyglądać z wielu stron, ale tych kilka zdań, które mogłam wpisać w komentarzu, tak naprawdę zadziałało na plus. Miałam motywację, żeby zebrać do kupy to, co myślę.
Odpowiedź wrzucam i tutaj, bo czuję, że nad tym samym może się zastanawiać wiele osób.

Przede wszystkim uważam, że nasza pierwotna natura jest właśnie duchowa a nie materialna, więc – bez względu na okoliczności – ta duchowość jest w nas, ALE w formie „adekwatnej” do, np. trudnej sytuacji życiowej. Natomiast jeżeli chodzi o rozwój duchowy, to wyznaję od lat słuszność piramidy Maslowa. Najpierw podstawowe potrzeby, potem reszta.

Gdy sama miałam stresy związane z pracą i brakiem dachu nad głową, nie myślałam o osiąganiu nirvany, tylko o tym, jak szybko ogarnąć sytuację. Czy byłam wtedy mniej uduchowiona?

Oczywiście od lat ludzie rozkminiają to samo: jak sprawić, by każdy wyznawał jedną “prawdę”? Moim zdaniem bez sensu jest jednak zastanawiać się nad jakimś „nauczaniem powszechnym”, duchowością dla wszystkich, itp. Okoliczności, które wpływają na naszą duchowość są niemal nieskończone. Czasem syty głodnego nie zrozumie.

Jestem weganką i gdy ktoś się dziwi, że nie próbuję wszystkich nawracać ani nie wojuję, zawsze ze spokojem odpowiadam: „powiedz Eskimosowi, żeby nie jadł mięsa”. Wiadomo, że to niemożliwe, że to bez sensu.

Czy mogę zakładać, że wiem lepiej, co powinien jeść Eskimos? Czy mogę zakładać, że on chciałby przestać jeść mięso, ale po prostu jeszcze się nie dowiedział, że tak można, i że tak będzie “lepiej”? Czy mogę zakładać, że Eskimos, który je mięso, nie jest szczęśliwy?

Tak samo jest z duchowością.

Duchowość jest totalnie indywidualnym doświadczeniem czegoś, co zarówno jest mną a jednocześnie jest większe ode mnie.

To gdzie żyję, jak żyję, co mnie spotyka, to jakie mam usposobienie – to wszystko wpływa na to, jak DOŚWIADCZAM duchowości.

I tak, jak w przykładzie z Eskimosem “weganem”, nasuwają się podobne pytania. Czy mogę zakładać, że wiem lepiej, w co powinna wierzyć osoba z odległego kraju o zupełnie innej kulturze, tradycji i warunkach życiowych? Czy mam prawo zakładać, że jeżeli ta osoba nie wie w co ja wierzę, lub nie wyznaje tego, w co ja wierzę, to jest nieszczęśliwa i jej czegoś brakuje? Czy mogę zakładać, że pod względem duchowym ja mam lepiej a ona gorzej?

Według mnie nie ma duchowości „jako takiej”. Nie ma duchowości, której wszystkich trzeba uczyć, bo jak jej ich nie nauczymy, to albo my będziemy nieszczęśliwi, albo oni będą nieszczęśliwi.

Dlatego też uważam, że narzucanie jakiejkolwiek religii czy filozofii jako jedynej właściwej, jako objawionej i “zesłanej z niebios”, jest bzdurą i działaniem wbrew prawdziwej naturze człowieka.